CUDOWNA INTERWENCJA
Do wspólnoty RRN weszłam ok. 30 lat temu. Poznałam tu ks. Andrzeja Buczela, który kilka lat był moim kierownikiem duchowym. Jednak po zamążpójściu przestałam korzystać z tego daru. Przestałam też uczestniczyć w spotkaniach ruchowych. Jedyny kontakt jaki mi pozostał to duchowy przez modlitwę różańcową i śp. ks. Andrzejem, a szczególnie przez list, który kiedyś do mnie napisał… Dziś chcę dać świadectwo o jego cudownej interwencji.
Trzy lata temu usłyszałam wynik badania stawu biodrowego: biodro do wymiany. Początkowo choroba rozwijała się łagodnie, ale z każdym dniem objawy pogłębiały się: sztywność, wielki ból, bezsenność i pytanie co robić? Pomocy szukałam w modlitwie, nieustannie towarzyszyły mi słowa modlitwy „Ojcze Nasz” – bądź wola Twoja. Moje myśli były przy Maryi i przy słowach listu o. Andrzeja Buczela, mojego kierownika duchowego sprzed 28 lat. Jego słowa, żeby nie liczyć na własne siły , nie bać się bezradności, być jak dziecko i oddać wszystko w ręce Maryi dodawały mi otuchy i były siłą , która sprawiała, że nie poddawałam się. Moim pragnieniem było więc przeżyć to cierpienie z wiarą i miłością. O pomoc prosiłam o. Andrzeja.
List o. Andrzeja adresowany do mnie 28 lat temu otwierałam zawsze w chwilach trudnych : cierpienie, zwątpienie, słabości fizyczne, duchowe… Teraz stał się dla mnie swoistą „relikwią”, czułam obecność o. Andrzeja i byłam przekonana, że on pomoże mi podjąć decyzję i przeprowadzi mnie przez to trudne doświadczenie. Poddałam się operacji. Byłam spokojna, operacja przebiegła sprawnie, przez cały pobyt w szpitalu czułam obecność o. Andrzeja. Wierzę, że wstawił się za mną do Boga. Dziś po kilku miesiącach czuję się bardzo dobrze, minął ból, stanęłam znowu na nogi, mogę chodzić i wracam do pełnej sprawności. Okres pobytu w szpitalu i dochodzenia do zdrowia to czas moich „rekolekcji”, wejścia do wnętrza swej duszy, którą zaniedbałam. Jestem bardzo wdzięczna za ten czas cierpienia. Dziękuję Ci Boże, że wysłuchałeś prośby takiej grzesznicy. To prezent od Kogoś, kto zupełnie zmienił moje życie i sprawił, że na nowo nabrało sensu . Dziękuję Ci o. Andrzeju.
4.01.2019r. Grażynka
JEZU, UFAM TOBIE
Sławię Cię Panie, za to żeś mnie stworzył. Uwielbiam i wywyższam Boga w Trójcy Św. Jedynego za dar życia w rodzinie katolickiej.
Codziennie skoro świt słyszałam jak mama śpiewała Godzinki o Niepokalanym Poczęciu NMP przygotowując śniadanie. Natomiast późnym wieczorem, tato swoim mocnym głosem – „Wszystkie nasze dzienne sprawy”. W chwilach trudnych łączyła nas wspólna modlitwa. W maju chodziłam z mamą i rodzeństwem śpiewać Litanię Loretańską i pieśni maryjne przy kapliczce, a w październiku różaniec. Idąc do szkoły starałam się chociaż na chwilę wstąpić do kościoła, aby ukłonić się Jezusowi w Najświętszym Sakramencie, a Matkę Bożą prosiłam o dobry dzień. Zaszczepiona taką miłością do Maryi wzrastałam do coraz większej potrzeby uczestnictwa w codziennej Mszy św. Dzięki wychowaniu w chrześcijańskich wartościach i na tak przygotowanym gruncie przez rodziców łatwiej mi było wkraczać w dorosłe życie. Wyszłam za mąż, lecz zamiast sielanki, od pierwszych chwil nie brakowało nam kłopotów. Po latach Maryja Królowa Polski dała nam wspaniały prezent. W Jej święto odebrałam klucze do upragnionego mieszkania. O, jak wielkim błogosławieństwem było mieszkanie blisko kościoła, mogłam więc uczestniczyć w codziennej Mszy św. Do wspólnego uczestnictwa zapraszałam też synów jako ministrantów.
Uwielbiam Cię Ojcze, Panie nieba i ziemi… powtarzając często te słowa, pięknie upływały lata, w których nie brakowało też zmartwień i kłopotów. Wiedziałam do Kogo mam z tym wszystkim przychodzić. To Jezusowi składałam i do dziś to czynię na Eucharystii, „Wszystko mogę w Tym, który mnie umacnia”.
W parafii poszukiwałam wspólnoty, która pomogłaby mi być bliżej Jezusa. Należałam do Koła Misyjnego, Żywego Różańca, dyżurowałam też w Poradni Rodzinnej. Poszukiwałam jednak czegoś więcej. Niespodziewanie przyszła ciężka choroba. Dzięki Bogu, nie załamałam się. Postanowiłam, że muszę coś z siebie dać innym, nie mogę zatrzymać się i pozostać ze swoim problemem. Chciałam pomagać, czynić dobro z miłości, z serca, z miłości do Jezusa i Maryi. „Wielkość człowieka mierzy się miłością w służbie drugiemu człowiekowi” – św. Jan Paweł II. I dostałam kolejny prezent od Pana. Zrozumiałam, że musiała nastąpić wielka zmiana w moim życiu, abym mogła czynić coś więcej.
Praca dla ludzi niepełnosprawnych, gdzie mogłam realizować marzenia i pragnienia. Częste pobyty w szpitalach, obcowanie z chorymi pozwoliły mi spojrzeć w swoje wnętrze, ubogacały moją duszę, powiększały moją miłość do bliźniego. W modlitwę codzienną włączyłam błagalną do Ducha Świętego, aby Sam wskazał mi drogę właściwą, którą mam kroczyć i o łaskę kierownictwa duchowego: „Uwierzcie, że Bóg jest miłością” – św. Jan Paweł II. Bóg miłuje wszystkich i mnie także. Po roku otrzymałam wielką łaskę. W 1995 r. wstępuję do wspólnoty przy mojej parafii – Ruchu Rodzin Nazaretańskich – dzięki przyjaciółce. Największym darem dla mnie było kierownictwo duchowe. O, jak bardzo ukochał mnie Jezus dając mi taką łaskę. I znów moje życie wypełniło szczęście! Spotkanie z Bogiem w Eucharystii daje siłę do niesienia krzyża w codzienności i wypełnia moją duszę radością.
Nadszedł rok 1998 i jakże szczęśliwy dzień w moim życiu, 26 listopada – na ręce mojego kierownika duchowego złożyłam akt oddania się Matce Bożej. Oddanie się Maryi to dla mnie „gwarancja”, „podpora” – czuję się tak potężna w Maryi, z Maryją i dla Jezusa przez Maryję, że przeciwności mnie nie pokonają i nie odwiodą od mojego celu, jakim jest wzrastanie do świętości w codzienności. Moimi lekturami, z którymi od lat się nie rozstaję są:
T. a Kempis „ O naśladowaniu Chrystusa”, św. Ludwik Grignion de Montfort „Traktat o doskonałym nabożeństwie do NMP”, a także „Dzienniczek” św. Faustyny. Przez akt oddania się Maryi ufam, że obdarzona zostałam łaskami umożliwiającymi najpełniejsze zrealizowanie swojego powołania. Błagam Pana o cnotę pokory i posłuszeństwa, własnymi siłami nic nie potrafię dokonać. Każdego dnia ponawiam akt oddania się Maryi Niepokalanej i powtarzam w wielkiej pokorze i uniżeniu: „ O Jezu, oddaję Ci się, Ty się tym zajmij”
Trwam w Boże obecności, uwielbiam nieskończone Miłosierdzie Jego i błagam, aby wszczepił w moje serce żywe uczucie wiary, nadziei i miłości, oraz prawdziwą skruchę za moje grzechy. Codzienne życie dekalogiem i Eucharystią przez wielu jest niezrozumiałe i ośmieszane. Mnie to też nie oszczędza. Jestem wolna i dlatego słucham głosu Kościoła. Żyjąc Bożym duchem trwam mocno przy Panu Bogu. Przykazania dla mnie to 10 wspaniałych rad najlepszego Ojca – co robić, czego unikać, aby nie zmarnować sobie życia. Żyć po to, aby chwała Boża rozlewała się przeze mnie drogą służby i miłości. Mam komu służyć, chociażby w najbliższej rodzinie – 3 chore osoby potrzebujące mojej pomocy i wsparcia. Dlatego też nie mogę sama dysponować czasem ofiarowanym mi przez Pana i układać sobie planów. Wszystko układa mi Pan Bóg, a ja jeśli się sprzeciwiam Jego woli, to otrzymuję solidną lekcję ćwiczenia w pokorze. Jeśli upadam nie ociągam się, ale najszybciej proszę Jezusa Miłosiernego o przebaczenie w sakramencie pojednania: ‘Zmiłuj się nade mną Jezu, w ogromie Twego Miłosierdzia”. Maryja, najukochańsza Matka prowadzi mnie do Jezusa. 26 lipca 2018r. na ręce mojego spowiednika złożyłam: „ Akt oddania się Jezusowi” – czy można chcieć czegoś więcej? Wywyższam Cię! Uwielbiam Cię! Kocham Cię Panie! Duch Święty pozwala mi poznać głębię Boga i ja codziennie o to proszę ulubioną modlitwą. To Duch Święty podpowiada mi co dobre i On sprawia, że mogę się modlić. Kształtuje moje wnętrze przez natchnienia i wskazówki kierownika duchowego. On też zapalił we mnie Bożą iskrę świętości, której pragnienie ciągle mi towarzyszy, stając się nawet udręką. I znów Pan dał krzyż cierpienia i choroby, a ja myślałam, że już nic gorszego na mnie nie przyjdzie. O, jak słodka jest moja ufność, otrzymuję to co potrzebne do świętości. Ty, jeden wiesz Panie co dla mnie najlepsze. Nie chcę zmarnować danego mi cierpienia, pragnę jednoczyć się z Bogiem, powierzając siebie w Jego ręce, aby oczyścić swoją duszę z pychy, egoizmu, zmysłowości, ambicji… Przez chorobę stałam się bardziej czuła i bliska cierpieniom innych ludzi.
Czasami lękam się, aby trudne przeżycia, krytyka, posłuszeństwo czy cierpienie nie wywołało we mnie buntu i protestu, ale bym umiała powiedzieć: „Jezu, ufam Tobie”. Proszę Cię Maryjo, ucz mnie żyć w najpełniejszym zdaniu się na Boga i w całkowitym zawierzeniu się Tobie we wszystkim. Umacniaj we mnie wiarę w nieskończoną Wszechmoc i Miłosierdzie Boże, które ogarnia wszystkich ludzi i cały wszechświat. Ty, Panie spraw, aby moje życie było świadectwem Twojej Miłości. Amen
Stanisława
Św. Józef, patron rodzin
Pragnę podzielić się jaką łaską obdarzył mnie Pan Bóg za wstawiennictwem św. Józefa. Potrzebowałam zmienić zużyty już i w związku z tym niezbyt bezpieczny samochód. Dość długo szukaliśmy razem z mężem w internecie, w pobliskich punktach sprzedaży samochodów używanych. Nosiliśmy się nawet z zamiarem sprowadzenia z Niemiec czy Francji co pociągało za sobą spory nakład czasu, pieniędzy dodatkowych na paliwo, także spory wysiłek fizyczny. Wreszcie przypomniałam sobie jak kilka lat wcześniej zwróciłam się do św. Józefa przy zakupie przez nas stołu i krzeseł do domu. W krótkiej, ale z serca płynącej modlitwie powiedziałam do św. Józefa: Ty byłeś cieślą i najlepiej wiesz gdzie można kupić czy zamówić potrzebny nam stół. W niedługim czasie znaleźliśmy zakład stolarski, gdzie zamówione przez nas meble spełniły nasze oczekiwania pod każdym względem. Podobnie oddałam Mu sprawę samochodu. Dosłownie po kilku dniach, mąż zadzwonił do mnie, że bardzo blisko naszego bloku w którym mieszkamy, stoi samochód do sprzedaży. Jeszcze na dodatek serwisowany w zakładzie samochodowym mojego znajomego i po konsultacji z nim dokonaliśmy bardzo udanego zakupu. Dziękuję Ci św. Józefie.
Joasia.
Świadectwo z rekolekcji małżeńskich w Czarnej Sędziszowskiej
„Czy spotkałaś Jezusa?" – to pytanie zadał ks. Krzysztof na pierwszym spotkaniu. Były różne odpowiedzi, rożne świadectwa, np. Helenka spotkała Go w staruszce. A ja? Czy ja Jezusa znam? - zadałam sobie dodatkowe pytanie. Jak znaleźć kogoś kogo się nie zna?
Dla mnie Jezus był, ale gdzieś daleko, jakby w innych przestrzeniach, odległych od ludzi, działający w innym czasie, do którego ja ze swą wątłą wiarą nie miałam przystępu. Nie dostrzegałam działania Jezusa: coś dobrego to było to dobro, które mi się należy, a zło, to zło konieczne.
Ks. Grzegorz na początku spotkań poruszył obecność Ducha Świętego, który wszystkim kieruje. Zaczęłam modlić się do Ducha Świętego i prosić Go o wsparcie.
Doświadczyłam, że nie chodzi tylko o spełnienie mojej prośby lecz o modlitwę, o czas spędzony w Obecności, o czekanie na łaskę, zaufanie i liczenie na Jezusa. Jezus chce, abym Go oczekiwała, prosiła, do Niego przychodziła, a reszta należy do Niego.
Kiedyś, kiedy przyszło mi pójść w niedzielę na popołudniową Mszę świętą, to niedziela wydała mi się skróconą, bo myślałam, że „ jeszcze trzeba być na Mszy św.” Z czasem zrozumiałam, że ten czas oczekiwania może być błogosławiony. Jest wtedy czas, aby Jezusa uwielbić w ciągu dnia i zwrócić częściej myśli do Niego. Zrozumiałam, że mogę Go spotkać, kiedy wierzę Jemu i Jego słowu.
Bernadeta
Do trzech razy sztuka…
Nie tylko dlatego, że po trzech latach to piszę…
Prawie 10 lat temu, moja znajoma z pracy, zapewne widząc mnie w Kościele czasami w dni powszednie, zaproponowała mi wstąpienie do wspólnoty Rodzin Nazaretańskich. Jak to rodzin? Przecież jestem samotna! „ Nic nie szkodzi, tacy też są!”. Szybko się wykręciłam jakimś przysłowiowym „sianem”. Przecież to nie dla mnie, takie różańce, Drogi Krzyżowe, itd…
Owszem, kiedy byłam młoda, jeździłam na oazy, chodziłam na pielgrzymki, mam konsekrowanych znajomych, nawet najlepszą Przyjaciółkę, ale „wspólnota” natychmiast skojarzyła mi się z grupą starszych pań „ występujących” przy różnych okazjach. To nie dla mnie! Ja mam swój sposób na chwalenie Boga, raz bardziej, raz mniej w Niego wierzę, a raczej pewnie wierzę, ale czasem nie czuję… Tak, spowiadam się u stałych spowiedników ( dopóki nie opuszczą mojej parafii), bo to pomijając zaufanie – po prostu wygodne! Często chodzę w tygodniu na Mszę, bo pewnie lubię. I to wszystko!
Drugi raz, już dużo później, bo po paru latach – „ zaatakował” spowiednik. Już trzeci „ stały”. Zaproponował mi rekolekcje wakacyjne, ale przedtem, być może - poznanie wspólnoty…Rodzin Nazaretańskich! Znowu to? Wytłumaczył gdzie i kiedy się spotykają. Przed czwartkiem był wtorek. Spotkałam tą samą koleżankę, która przed laty proponowała poznanie tych ludzi. Przypadek???
Nie powiedziałam „tak”, ale w czwartek poszłam na Mszę. A potem…
Chyba musiało to wyglądać głupio, kiedy weszłam do „Klubu” , zobaczyłam ludzi ( o dziwo!) raczej w moim wieku i zapytałam tak „ z głupia frant”- czy mogę się z Nimi pomodlić! I pozwolili!
Dziś mam przy sobie grono wypróbowanych, tych, którzy nie zawodzą, są naturalni, weseli, a co najważniejsze – mają w sobie ogromną siłę. Siłę wiary, nadziei i miłości. To nie frazes, to fakt. Uczę się, ciągle radośnie zdumiona, jak można pogodzić tak wiele pracy, z pomocą „już” , nawet wtedy kiedy to krzyżuje ich plany, z mądrą, konstruktywną krytyką ( nie mającą nic wspólnego z obmową), z głęboką modlitwą, która podnosi na duchu i jest przede wszystkim a u t e n t y c z n a. Jednocześnie odkrywam w Nich pokłady szalonej, ( bywa!) chęci do zabawy i wspólnego przeżywania przygód.
Mam dziś kierownika duchowego ( ze zdumieniem odkryłam, że to nie to samo co stały spowiednik!), któremu mogę z pełnym spokojem i zaufaniem, powierzyć mozolną pracę, nad moją drogą do Pana. I Bogu dziękuję codziennie, za ten ogromny Dar.
Nie siedzę w domu, przeciwnie, jeżdżę po Polsce, odwiedzam moje współsiostry, bywa, że i one wpadną, mamy zajęcia, które wykonujemy razem. A ponad wszystko…
Zyskałam wielką pomoc: Cotygodniową adorację w mojej intencji. Ktoś modli się za mnie przed Najświętszym Sakramentem! Ja także modlę się za kogoś i przez to na mnie również, spływa łaska obecności blisko, przy samym Sercu Jezusa, przy Jego Tabernakulum. To bezcenny, niewymienialny na żadną „ walutę” kapitał! Bowiem, jak mówi mój ukochany święty: „ Frater qui adiuvatur a fratre, quasi civitas firma”! – Brat wspomagany przez brata, jest jak miasto obronne./Josemaria Escriva’/.
Jeszcze jedno: Bardzo długo w młodości, nie chodziłam do Kościoła. Musiało upłynąć wiele lat, zanim Pan, poprzez O. Bernarda, sercanina, dotarł , do mojego serca. Nietypowo, do tej pory dla mnie niezrozumiale. Bowiem przecież – „Przez Maryję – do Jezusa”! U mnie tak nie było. Ona – Matka, była jakby ukryta, jakbym Jej nie dostrzegała w moim życiu. To On i Jego Serce, to było ważne, najważniejsze. I nadal tak jest, oczywiście. Tylko, że Ona jawi się teraz, jako „Mamusia”. I proszę Ją – niech tak zostanie! To dlatego myślę- On tak chciał i przez Niego, trafiłam do Ruchu maryjnego!
Dziękuję! Chciałabym Każdemu i Wszystkim z osobna, ale to za długo by trwało! Dziękuje Janku, za Twoje słowa o Eucharystii, dzięki którym odkryłam Jej codzienną konieczność! Marysiu, za Twoje mądre, szczere rady i jednoczesne ciepło, Dorotko, za Twojego cichutkiego, wielkiego Ducha, Heniu za radość w sercu i na twarzy, Tobie Helenko, że „za uszy” wiedziona Bożą litością mnie przyprowadziłaś do tego grona, Wszystkim Wam dziękuję! Tobie zaś Ojcze, Kierowniku, po prostu – za wszystko!
Bogu Najwyższemu i Jego Matce Maryi, niech będą dzięki na wieki!
Gośka
Świadectwo z rekolekcji małżeńskich w Czarnej Sędziszowskiej.
Bardzo lubię określenie Matki Bożej jako Ulubienica Ducha Św. Kiedyś, wracając samochodem ze spowiedzi na której otrzymałam za pokutę odmówić Anioł Pański zaczęłam głębiej rozmyślać nad wszystkimi słowami tej modlitwy. Zaskoczyły mnie, bo odkryłam, że dotyczą się też mnie. Rozmyślałam, co robię z natchnieniami, które Duch Św. mi daje i czy naprawdę chcę jak Maryja być jak służebnica ? Czy wierzę Słowu Bożemu?
O rekolekcjach dla małżeństw myślałam już od tamtego roku. W tym roku trochę, a może więcej niż trochę i częściej przypominałam się Ks. Krzysztofowi z tym tematem .Cieszyłam się, że ks. Krzysztof zgodził się poprowadzić rekolekcje. Został wybrany termin i Dom Rekolekcyjny w Czarnej Sędziszowskiej „ Kana”.
Ewangelia o weselu w Kanie Galilejskiej wiele mi pomogła. Przeczytałam, że Matka Boża już BYŁA na weselu, że zaproszono Jezusa i Jego uczniów, że Maryja powiedziała do sług zróbcie wszystko cokolwiek powie wam mój Syn.
Zrobiłam wszystko co było w moich siłach: porozdawałam gdzie tylko mogłam plakaty o rekolekcjach, napisałam o tym na ogólnopolską stronę RRN (ale nie opublikowali), zrobiłam nagranie dla radia Via, udostępniłam na Facebooku, zadzwoniłam osobiście do wielu małżeństw z zaproszeniem na to Boże dzieło. Oczywiście od dawna na spotkaniach modliliśmy się za wszystkich uczestników, kapłanów i organizatorów. Z mężem też polecaliśmy te rekolekcje i nas samych Panu Bogu o wypełnienie Jego woli. W ostatnim tygodniu przed rekolekcjami wiele było przygotowań przy których dużo pomógł mi mąż i syn.
Na rekolekcje był przygotowany plan, jednak bardziej chciałam, aby był to plan Boga . Dlatego nie zdziwiło mnie, że już na początku było inaczej. Jednak dla mnie i mojego męża najważniejsza, najpiękniejsza była Msza św. z odnowieniem przyrzeczeń małżeńskich. Podczas ponownego składania sobie przyrzeczeń małżeńskich staliśmy wpatrzeni w siebie, mój mąż obejmował swoimi dłońmi moją prawą rękę, co dawało mi poczucie bliskości i bezpieczeństwa. Była to bardzo ważna chwila dla nas. Potem jeszcze przez ręce ks. Krzysztofa Boże błogosławieństwo dla umocnienia naszej miłości małżeńskiej, miłości Jezusa w nas samych na każdy szary dzień. Jeszcze radość we wspólnym świętowaniu razem ze wszystkimi małżeństwami na uroczystej kolacji i zabawie. Naprawdę można było zobaczyć Królestwo Boże wśród nas. Żywą obecność Jezusa i Jego Matki.
Tylko nie całe trzy dni, ale jakże bogate w przeżycia, czas Łaski Bożej wylanej w obfitości na nas samych i wszystkich uczestników. Tak wiele dobra od drugiego człowieka, wzajemnej chętnej współpracy i pomocy. Piękny czas, który bardzo umocnił naszą relację małżeńską. Z rekolekcji wróciliśmy trochę zmęczeni, ale bardzo radośni i szczęśliwi. Jakby świat był dla nas inny i piękniejszy. A przecież to my byliśmy inni w swych sercach, przemienieni miłością Jezusa.
Za wszystko chwała Panu.!
A wszystkich tych, którzy nie byli w tym roku na rekolekcjach zapraszam za rok .Gdzie i kiedy Bogu i Jego Matce wiadome.
Małgorzata
Wolny wybór
Moja przygoda z Ruchem Rodzin Nazaretańskich trwa od dziecka. Na pierwszych rekolekcjach miałam dwa tygodnie. Rodzice zabierali mnie na każde wydarzenia wspólnotowe, w których chętnie uczestniczyłam. Wszyscy byli tam jedną, wielką rodziną.
Kiedy byłam starsza nikt mnie do niczego nie zmuszał, miałam wolną wolę. Mama ciągle zachęcała mnie do częstego uczestnictwa we Mszy św., spotkaniach dla dzieci, czego chwilami miałam już dość. Bóg nie był dla mnie najważniejszy. W Dębowcu na MSSM (Międzynarodowe Saletyńskie Spotkania Młodych) usłyszałam od kapłana, aby podziękować Jezusowi przede wszystkim za to co nie podoba mi się w sobie, w moim życiu, aby Mu to wszystko oddać. Chociaż nie byłam wtedy tego świadoma to czas tam spędzony był dla mnie wyjątkowy, ponieważ wszystko się wtedy zmieniło. Myślę, że Matka Boża upomniała się o mnie. Przywiązałam się do codziennych spotkań z żywym Jezusem i po powrocie zaczęłam codziennie uczestniczyć w Eucharystii. Różaniec stał się moim przyjacielem. Zaczęłam odkrywać czym tak naprawdę jest Sakrament Pokuty, zresztą nadal to robię. Rozpoczęłam swoje życie z Jezusem i Maryją, a także z Ruchem na nowo, nie dlatego, że tak trzeba, bo tak zostałam wychowana, ale dlatego, że tego chcę.
Jestem wdzięczna Bogu, że dał mi rodziców, którzy pokazali, że Bóg mnie kocha i czekali aż sama tę miłość odkryję. Dziękuję za wszystkich kapłanów oraz ludzi ze wspólnoty, których spotkałam i spotykam, dzięki którym wiem, że pustkę w moim sercu może wypełnić tylko Bóg, że najlepszą drogą do Chrystusa jest komunia z Maryją.
Mery
Rekolekcje
Jesienią ubiegłego roku powstało w moim sercu pragnienie, aby nasza wspólnota RRN zorganizowała rekolekcje dla małżeństw. Długo chodziłam z tym pragnieniem i zastanawiałam się nad nim. Po rozmowie ze spowiednikiem i za jego propozycją postanowiłam podzielić się moimi pragnieniami z osobami przełożonymi we wspólnocie. Dowiedziałam się, że to jest świetny pomysł. Od pomysłu trzeba było przejść do jego realizacji. Była już na to zgoda przełożonych i ks. Jana. Zaczęłam szukać kapłanów, którzy przyjęli by propozycję poprowadzenia takich rekolekcji. Propozycję taką przyjął ks. Konrad Wójcik z Radomia podczas spotkania w Zwoleniu. Później po kilku rozmowach telefonicznych zgodził się na współpracę ks. Krzysztof z Kolbuszowej. Wybrany został też Dom Rekolekcyjny „Kana” w Czarnej Sędziszowskiej.
Początkowo myślałam, że organizacją tego planu Bożego zajmie się para diecezjalna. Niestety nie było to możliwe. Do pomocy w organizowaniu rekolekcji zgodzili się Aldona i Tadziu Ochał. Moim małym zmartwieniem było brak kogoś muzycznego. Modliłam się i prosiłam Matkę Bożą, aby dała kogoś takiego. Pewnego dnia zadzwonił telefon i zgłosił się na rekolekcje Franiu z Lutczy – organista. Uradował mnie ogromnie. Na rekolekcje zgłosiło się łącznie z nami dziewięć par małżeńskich. Już kilka tygodni przed rekolekcjami na każdym spotkaniu wspólnotowym modliliśmy się o otwartość serc dla kapłanów, uczestników i organizatorów. Prosiłam też wiele osób o modlitwę w intencji rekolekcji.
Tuż przed rekolekcjami trochę się bałam jak to będzie, czy poradzimy sobie z mężem organizacją tego planu Bożego. Mimo wszystko ufałam, że jeśli taka jest wola Boża to wszystko będzie dobrze. Tak też było. Matka Boża zadbała o wszystko. Ona przecież była na weselu w Kanie Galilejskiej. Zaprosiła odpowiednie osoby: Frania z Jolą, którzy posłużyli swoimi talentami muzycznymi; Tadziu z Aldoną, która ma zdolności artystyczne i pięknie przystroiła ołtarz i stół na uroczystą kolację; Miecia z żoną, który był naszym kościelnym i ministrantem. Wszyscy uczestnicy bardzo mnie zaskoczyli swoją otwartością, chęcią współpracy w proponowanych pracach.
Dużym, radosnym i wzruszającym przeżyciem było dla mnie i mojego męża odnowienie przyrzeczeń małżeńskich. Postawa mojego męża pokazała mi jak wiele jest w stanie zrobić dla mnie z miłości. Czas rekolekcji małżeńskich był też czasem radosnego spotkania z innymi małżonkami, którzy dzielili się swoim doświadczeniem życiowym. A kapłani głoszonym Słowem Bożym, przypomnieli nam Kto tak naprawdę daje prawdziwą Miłość – Jezus Chrystus.
Był to cudowny czas w którym Pan odnowił nasz sakramentalny związek małżeński. Po powrocie do domu inaczej patrzę na mojego męża. Nic się przecież nie zmienił, ale dla mnie jest inny i moje serce też jest inne. Na nowo cieszymy się sobą. Bardziej o siebie dbamy i wzajemnie zabiegamy o wspólny czas bycia razem. Za ogrom łask, które Pan zesłał na nas i wszystkich uczestników rekolekcji niech Bogu będą dzięki. Chwała Panu.
Małgorzata